wtorek, 17 kwietnia 2018

Dziewczyna ze sklepu z kapeluszami - Dorota Gąsiorowska


 

Dziewczyna ze sklepu z kapeluszami

 

Autor: Dorota Gąsiorowska

Wydawnictwo: Znak Literanova

Rok wydania: 2018 


 
Najnowsza książka Doroty Gąsiorowskiej zaintrygowała mnie od pierwszych stron. Nic w tym dziwnego, skoro już w króciutkim prologu natknęłam się na taki fragment:

Otworzyła zaciśniętą dłoń i spojrzała na niewielki połyskliwy przedmiot. Uśmiechnęła się smutno, po czym wepchnęła go do kieszeni krótkiej plisowanej spódniczki. „Wrócę tu, wrócę do ciebie na pewno!”, krzyczała w myślach, żeby nie usłyszała jej siedząca obok kobieta. W tym samym czasie spadły pierwsze krople deszczu, które w ciągu paru chwil zmieniły się w rzęsistą ulewę. Dziewczynka dotknęła oczu, ścierając z nich ostatnie łzy. Od tamtej pory nie umiała już płakać…

Osoba, która podobnie jak ja nie potrafi płakać, musiała wzbudzić moje zainteresowanie, i to tak wielkie, że odłożyłam zaczętą książkę, by zagłębić się w historię wykreowaną przez Dorotę. I przepadłam.

Dziewczyna ze sklepu z kapeluszami” jest jak słynna rosyjska matrioszka czy chińskie pudełko – zagadka w zagadce, a w niej kolejna zagadka. Razem z bohaterami zaglądamy do tego pudełeczka i poznajemy ukrytą tam tajemnicę, po czym przekonujemy się, że to dopiero wierzchołek góry lodowej, że pod osłoną tego sekretu kryje się następny. Autorka doskonale stopniuje napięcie, pozwalając czytelnikowi tylko na krótkie chwile oddechu, by po tym małym odpoczynku od emocji uderzyć ze zdwojoną siłą.

Słowa, które Kamelia przeczytała, wprawiły ją w takie osłupienie, że kartka wypadła jej z ręki. Kucnęła i natychmiast po nią sięgnęła. Te słowa brzmiały jak spowiedź, która nigdy nie miała miejsca.

Dorota Gąsiorowska ma specyficzny styl, kojarzący mi się z delikatnymi rycinami, przedstawiającymi ukwieconą łąkę w chwili, gdy pierwsze promienie słońca dotykają pokrytych rosą płatków, zamieniając krople wilgoci w migoczące diamenty.
Taka też jest jej bohaterka – subtelna, nieco nieśmiała, chwilami wręcz wycofana, podatna na zranienia. Jednocześnie potrafi być uparta, dążąc do celu bez zważania na przeszkody. Jest także bezgranicznie lojalna wobec przyjaciółki i mimo wielokrotnego odrzucenia nie zamierza się od niej odwrócić, czując, że dziewczyna rozpaczliwie potrzebuje pomocy.

Miała nadzieję, że teraz między nimi będzie tak jak dawniej. Brakowało jej Magdy. Pragnęła, żeby przyjaciółka znów zajęła należne miejsce w jej życiu. Straciły dużo czasu, z ich kalendarza wypadło wiele wspólnych dni, kiedy każda próbowała rozwiązać własne problemy. A przecież byłoby im łatwiej, gdyby połączyły siły i obdarzając się stuprocentowym zaufaniem, razem zawalczyły o własne sprawy.
 
Uważam postać Kamelii za najlepiej wykreowaną w całym dorobku pisarskim autorki. Jej cechy zostały doskonale wyważone, przez co nie postrzegamy jej jako jednoznacznej i oczywistej, oczywiste jest natomiast, że może w każdej chwili nas zaskoczyć. Nie jest przewidywalna, a to wielki atut każdej powieści.

Dorota pięknie operuje słowem, sprawiając, że długie opisy nie nużą, lecz wręcz przeciwnie, pozwalają delektować się treścią. Są napisane tak plastycznie, że każdy nich zda się być małym obrazem, a połączone w całość jawią się jak film oglądany w wyobraźni.
      Jako odrobinę słabsze odebrałam dialogi, które chwilami wydawały mi się nazbyt stonowane, zbyt mało ekspresyjne. Ale wziąwszy pod uwagę, że jest to w zasadzie jedyny zarzut, jaki mogę postawić tej książce, ogólna ocena i tak wychodzi bardzo, bardzo wysoka. Tak wysoka, że uważam, iż ta książka powinna stać się lekturą niemal obowiązkową.




Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Znak Literanova.



 

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Chodzi lisek koło drogi

Zaczęłam pisać drugi tom dziecięcych wyliczanek. „Chodzi lisek koło drogi" to kolejna zagadka kryminalna, z którą musi się zmierzyć „Naki” czyli aspirant Konstanty Nakański.

Przecież ona wygląda jak mama! Ma takie same złocistoblond włosy, zgrabną sylwetkę i nawet jej uśmiech przypomina uśmiech mamy. Czyżby należała do rodziny? Może do niej podejść i zapytać?
    Za późno. Dziewczyna odwróciła się na pięcie i weszła na ścieżkę między blokami, a obserwujący ją człowiek przez chwilę stał nieruchomo, nie mogąc się zdecydować. Wreszcie dokonał wyboru i szybko ruszył jej śladem. Oddaliła się już znacznie, musiał więc podbiec, żeby ją dogonić.
     Odwróciła się na odgłos kroków i krzyknęła, widząc zbliżającą się, czarno odzianą postać, zaraz jednak roześmiała się sztucznie przyjaznym śmiechem profesjonalistki.
     – Tak cię przypiliło, słoneczko? To słodkie.
   Człowiek w czarnej niekształtnej bluzie nie odpowiedział od razu. Oddychał głośno, spazmatycznie, czy to ze wzruszenia, czy z powodu niedawnego biegu i odezwał się, dopiero gdy dziewczyna zaczęła wykazywać oznaki zniecierpliwienia.
    – Jesteś moją krewną? Przypominasz za wyglądu moją mamę…
   – Kurwa, trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam! – wykrzyknęła i jednym ruchem dłoni rozpięła zamek kurtki, odsłaniając wielkie, nieco obwisłe piersi. W bladym świetle księżyca sutki wyglądały na niemal czarne, odcinając się ostro od bieli skóry. – Mamusia też takie miała? Pewnie jeszcze niedawno dawała ci cyca, frajerze. Chcesz se pomuldać? No problem, ale to kosztuje.
     Czarno ubrana postać nie potrafiła oderwać wzroku od tej wyzywającej nagości. Usta poruszały się, mamrocząc jakieś słowa, dłoń sama skierowała się do paska spodni. Dziewczyna uśmiechnęła się z zadowoleniem. Nie myślała, że tutaj, na osiedlu, uda jej się złapać klienta. A już była pewna, że będzie musiała dzisiejszą noc spisać na straty.
     – Chodzi lisek koło drogi…
     Drgnęła, usłyszawszy te słowa, wypowiedziane cichym, monotonnym głosem.
     – Jaki lisek? Pogięło cię?
     – Nie ma ręki ani nogi…
     Kobieta mimowolnie cofnęła się o krok. Od dawna pracowała w branży i nauczyła się wyczuwać zagrożenie. Już niejednokrotnie instynkt ostrzegał ją o niebezpieczeństwie, a teraz ten wewnętrzny głos mówił, że powinna jak najszybciej uciec. A nawet nie to, że mówił. On krzyczał.
     – Kogo pasem przyodzieje…
     Nieznajomy człowiek jednym ruchem wyszarpnął pasek ze szlufek spodni i zakręcił nim młynka, a ciężka klamra o centymetry minęła twarz dziewczyny.
     – Kurwa, ty pojebie! – wrzasnęła, zrywając się do biegu.
     Napastnik był szybszy. Pasek znów zawirował, a klamra opadła na głowę uciekającej. Kobieta potknęła się, przyklękła i wówczas dosięgło ją następne uderzenie. I jeszcze jedno, i jeszcze. Upadła, starając się osłonić głowę, lecz ból miażdżonych palców wkrótce stał się nie do zniesienia. Jak przez mgłę słyszała ciche, przypominające zaśpiew słowa człowieka, którego niebacznie wzięła za potencjalnego klienta:
     – Nie masz prawa wyglądać jak mama. Ona była dobra i szlachetna, a ty jesteś zwykłą kurwą. Muszę to zmienić, muszę obronić jej dobre imię…
     Uderzenie klamrą w twarz zabolało tak bardzo, że przez chwilę zmysły nabrały ostrości. Dzięki temu dziewczyna wyraźnie usłyszała następne zdanie:
     – …ten się nawet nie spodzieje.
     Pasek znów zaświszczał, raz, drugi, trzeci. Potworny ból nagle zmalał, skurczył się i odpłynął, i wreszcie nie było już nic.

Czarno odziana postać pochyliła się nad leżącą prostytutką i na widok zmasakrowanej twarzy jej usta wykrzywił grymas złośliwego triumfu. Wyprostowała się, robiąc krok w tył, potem następny. Nagle wzięła zamach i z całej siły kopnęła ciało.
     – Masz, ty kurwo – mruknęła, znów kopiąc leżącą. – Nikt nie będzie kalać imienia mojej matki. Jeśli to się powtórzy, zabiję. Od teraz ja jestem Liskiem i zniszczę wszystkich, którzy staną mi na drodze.
     Sięgnęła do przepastnej kieszeni bluzy, wyjęła małą plastikową zabawkę i rzuciła ją obok ciała, po czym spokojnymi ruchami wsunęła pasek w szlufki spodni i oddaliła się w stronę kiepsko oświetlonej ulicy.